Urlop – czy na pewno?

Obecny czas, to czas urlopów, wypoczynku letniego, to tak zwane leniuchowanie na leżaku na plaży, czy też wycieczki razem z rodziną z dala od miejskiego tłoku, pośpiechu, spraw codziennych. To czas podziwiania piękna przyrody, czas żaglowania łódkami po bystrych wodach rzek i wodach oceanów. To czas rozmów z bliskimi, odświeżenie rodzinnych relacji, czy wreszcie próba ponownego nawiązania utraconego kontaktu ze swymi dziećmi [udana czy też nie ;) ] , bo przecież stale jesteśmy zapewniani przez psychologów o niemożności wzajemnego porozumienia się młodego i starego pokolenia, gdyż to nowe pokolenie jest „inne” czytaj gorsze, co oczywiście jest samo w sobie nieprawdą lecz tak długo wpajaną nam nieprawdą, iż nieraz zaczynamy w to wierzyć ;) 

Czy jednak powinien to być czas „leniuchowania”? I czy na pewno jest czas na to, aby sobie we wszystkim „odpuścić”? A przecież do tego namawiają nas już od około miesiąca masmedia. Słychać wszędzie, iż to jest wspaniały pomysł małżonków, gdy chcą ów urlop spędzać osobno. To czas by wreszcie „odpoczęli” od siebie, od patrzenia na siebie, od bycia razem, od kochania. To dobry odpoczynek od zgromadzeń, kościoła, wiary, biblii. To dobry czas, aby podarować sobie wolność. To dobry czas, aby rodzice odpoczęli od dzieci, a dzieci od swych ciemiężycieli rodziców.

Lecz nasuwa się pytanie czy na to wszystko nas wierzących stać? Czy takie wzorce humanistyczne podsuwa nam Słowo Boże – Biblia? Czy taki właśnie urlop jest dla nas dobry? Czy raczej nie wskazuje nam drogi do jeszcze większego egoizmu i odseparowania się od wszystkich i wszystkiego? Czy my wierzący powinniśmy ulegać takim wzorcom? NIE!! Myślę, że nie powinniśmy ulegać, ale także czynnie przeciwstawiać się głoszeniu takich wzorców. Przeciwstawiać się głoszeniu takich ludzkich, nie Bożych teorii serwowanych nam przez media, prasę, naszych sąsiadów czy znajomych z pracy. Dlaczego, a otóż dlatego, że taki urlop prowadzi do zniszczenia rodziny, do rozłamów, do egoizmu.
Czy urlop ma nas poprowadzić do samotności, odizolowania, rozłamu czy też raczej ma być czasem jedności, spójności, wierności, rozmów z bliskimi, czasem wsłuchania się we wnętrze drugiej osoby nam bliskiej? Ma być czasem spędzonym razem w bliskości z Adonaj. Czy czas ten nie ma być przykładem dla naszych dzieci, jak ma wyglądać prawdziwe życie w pokoju i jedności z Bogiem? Jak ma wyglądać relacja, prawdziwa relacja? Jak być (a nie mieć) lustrzanym odbiciem naszego kochanego Adonaj Jeszua?

Przypomina mi się wspomnienie mego chazan Szymona, który opowiadał o swych podróżach, i tych przymusowych (wywózki, szoah) i tych rodzinnych czy handlowych wyjazdach poza obszar swego zamieszkania. Otóż gdziekolwiek się udawał z rodziną czy sam zawsze najpierw pytał w danej miejscowości, gdzie jest synagoga, wierzących społeczność, pożywienie zdatne do jedzenia, czyste, sklepy koszerne i gospody. Potem dopiero szukał lokum do zamieszkania – hoteliku czy też kwatery do wynajęcia, pytając równocześnie czy owi gospodarze są wierzący.

Nasuwa się pytanie czy my, dziś wierzący też tak czynimy? Czy ważne jest dla nas życie w świętości, pokazujące, a nie tylko głoszące Dobrą Nowinę, na Jeszua Mesjasza?
Czy na naszym urlopie sprawdzamy miejsce, do którego udajemy się? Czy szukamy społeczności ludzi wierzących, szulu, zboru, Miszpochy, Bożnicy?
Czy raczej także jak inni „wrzucamy na luzik” (bo nas nikt nie zna), mieszamy się z tłumem? Czy jesteśmy wierzącymi 24 godziny na dobę? Czy raczej wierzącymi li tylko raz na tydzień w Szabat?
Czy umiemy pokazywać, że żyjemy inaczej i dla kogo żyjemy, odpoczywamy, pracujemy? Czy raczej pragniemy wtopić się w społeczeństwo, czynić jak inni, myśleć jak inni, mówić jak inni? Czy przypadkiem już nie jesteśmy zupełnie zasymilowani, bo nie wypada się odróżniać, to jest w złym stylu. To takie nie na czasie odznaczać się w tłumie. A dlaczego nie? Bo „odstawanie” od innych, od tłumu pociąga za sobą utrudnienia, kłopoty, pokazywanie palcem. Oznacza dla nas wkładanie więcej pracy w przemianę nas samych. Oznacza pracę nas z Adonaj nad naszym charakterem, charakterem człowieka wierzącego. To takie niepopularne! Zwłaszcza w kręgach ludzi „wierzących”. Głoszą przecież, „że to Duch Św. uczyni sam wszystko za nas, wystarczy tylko wierzyć”. Tak zero naszego wkładu, naszych decyzji, naszych uczynków. I nie ważne, że Pismo mówi, iż wiara bez uczynków martwa jest!!

Pytam więc, czy stać nas wierzących na taki rozleniuchowany urlop? Czy też głęboką asertywność serwowaną nam dziś przez niemal wszystkich psychologów (a nazywając po imieniu egoizm)?

Życzę nam wszystkim wierzącym, dobrego czasu z Adonaj (wydawanie owoców) na urlopie oraz odpoczynku w NIM, a nie obok Niego, oraz Bożego czasu – jednak na pewno – z rodziną! :)

Yom Chamishi, 26 Tammuz 5770
Gavri